Niestety, nikt nie powie Ci czym jest FluxBB - musisz go poznać sam!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zorinie rzucam za damage
Hobgobliny nacierają gwałtownie i niemal z szaleńczą odwagą. Taranują tarcze uderzeniami ciał, skacząc nogami, wrzeszcząc i waląc toporkami. NIe udaje im się jednak was przestraszyć ani sforsować waszej lini samym impetem pierwszego uderzenia. Dure dostaje cios w głowę, ale tylko się otrząsa rozchlapując krew i potężnym ciosem posyła napastnika na ziemie. Marlej mocuje się ze swoim waląc go kilka razy hełmem w łeb, ale hobgoblin nie odpuszcza. Briborn i Walter zabijają swoich, Briborn nadziewając swojego jak kiełbasę na szaszłyk, Walter dwoma oszczędnymi pchnięciami spod tarczy. Na miejsce zabitego przez Briborna wskakuje kolejny, sprawnie unikajac Luckowego ostrza, ale wtedy z boku doskakuje Zorin raniąc bo w bok. Kolejny dopada Dure.
Po dłuższej chwili zmagań, wrzasków, przekleństw i sapań po waszej stronie linii (Zo, Lu, Br, Wa, Du, Ma) stoją na własnych nogach cztery hobki (Zorin i Lucek są wolni) Po drugiej stronie lini jest gorzej - widać co prawda dwóch leżących zielonoskórych, ale jeden z wioskowych klęczy zbroczony, niemrawo zasłąniajac się tarczą a drugi chwiejnie wycofuje się skulony. Hobki mają tam przewagę, a do tego walczy tam wódz.
Wiadomość dodana po 08 min 30 s:
Monaghan sprawnie wycofał się na prawo w stronę Wiewióra, który przyklęka i szyje w stronę nacierajacych. Dwa wrzeszczące hobgobliny ruszają w waszą stronę. Pierwszy pada z głową rozstrzaskaną kamieniem kapłana, jednak toporek ciśnięty ułamek sekundy wcześniej poważnie rani Monaghana w głowę (5 dmg).
Drugiego trafia w ramię jedna ze strzał Weiwióra, hobgoblin zwalnia jednak tylko odrobinę wpadają między was i o włos chybiając. Wiewiór dobywa zakrzywionego noża i warczy starajac się dać Monaghanowi czas na dojście do siebie.
CO DALEJ?
Ogólnie jestem pod wrażeniem. W pierwszej fazie starcia padło 7 hobgoblinów i nikt od was choć są ranni. Sierżant ze swoimi będzie lada moment, ale jeszcze chwilę musicie wytrzymać napór.
Referee
Offline
Offline
Inicjatywę rzucamy tylko raz, na początku starcia. Tak jesteś wolny Zorin, stoisz jako pierwszy z lewej i nie ma naprzeciw ciebie żadnego hobka. Dopiero koło Briborna (kolejność jak staliście: Zo, Lu, Br, Wa, Du, Ma i dalej wioskowi a jeszcze dalej ale z tyłu Wiewiór z Monaghanem)
To jeszcze Briborn i MOnaghan deklaracje i ew. rzuty (od razu komplet trafienie + damage)
Referee
Offline
Po strzale z procy zostaję w formacji - kostur
w łapę
Offline
Monaghan rzut na trafienie i damage poproszę.
Briborn zmaga się ze swoim przeciwnikiem, drąc sie do chętnych o dopadnięcie szefa. Hobgoblin zręcznie umyka ciosów wielkoluda, ale zaatakowany z boku przez Lucka i od tyłu przez Zorina pada pod szablą człowieka. Marlej z Walterem wciaz zmagaja sie ze swoimi przeciwnikami, ale rozwścieczony zadaną mu raną Dure rozbija łeb kolejnego hobgoblina opryskując się gęstą posoką. Z twarzą we krwi tozy w koło oczami szaleńca.
Dla hobgoblinów walczących z Marlejem i Walterem ten widok to już zbyt wiele - zmykają w poskokach i przy waszej części linii nie ma już nikogo.
Referee
Offline
Hobgolin umknął spod noża Wiewióra i zamierzył się własnym ostrzem, ale wtedy dopadł go kostur Monaghana i zielonoskóry zwalił się na trawę nieruchomiejąc.
Widzicie, że wasi towarzysze wybili wszystkich napastników po swojej stronie, jednak dwóch ludzi z wioski padło bliżej was pod ciosami wrażych toporków. Jeden z dzikich pochyla się nad zabitym człowiekiem i skalpuje go zakrzywionym nożem, ale wtedy dopadają go pierwsi biegnący z grupy Sierżanta i wszystko tonie w chaosie. Ponad tłumem widać czerep miotajacego się wodza.
Wiadomość dodana po 07 min 07 s:
Powstał kocioł, w którym stoi jeszcze 5 -6 dzikich w tym wódz, kilku zmyka w stronę krzaków, jeden wyczołguje się spomiędzy walczących wlokąc za sobą lśniącą girlandę szkarłatnych wnętrzności. Słychać głośne wrzaski i ryki trumfu oraz niskie wizgi bólu.
Referee
Offline
przed ruszeniem w stronę wodza rozglądam się bacznie wokoło. Jak wygląda sytuacja na dalszym planie, czy pojawiają się konni, czy nie zapieprza na nas inna jakaś grupa hobgoblinów. Jeśli nic takiego się nie dzieje ruszam w stronę walczących.
- Zostawcie któregoś przy życiu - drę się.
Offline
Jak tylko w najbliższym planie nie ma wyraźnego zagrożenia dobywam i ładuję kuszę. Nie mam zamiaru rzucać się w chaotyczne kłębowisko walczących, ubezpieczam z kuszą dalszy plan.
Offline
Ja także proca i ubezpieczanie, tym bardziej, że jestem ranny, jak rozumiem.
Offline
Konnych z tego miejsca (krzaki plus łuk wzniesienia) nie widać, innego oddziału hobków też - tylko te dwa co spieprzają.
Wódz, jakiś barczysty przyboczny i dwójka mniejszych zielonych zbili się w kupę otaczaną przez ludzi Sierżanta, ruszył tam srodze wkurzony Dure z Bribornem. Wódz ryczy i ogania się zamaszystymi ciosami, nikt się nie kwapi pierwszy podchodzić, ale koło jest liczne i się zacieśnia. Pozostałe gobliny syczą prowokacyjnie i wykrzykują coś z podziwą godną pogardą dla niebezpieczeństwa.
Zorin spokojnie ładujesz kuszę, Marlej objechał okolicę wzrokiem i kiwa ci głową:
- Skoczmy do szczytu! - rusza za nim Walter a z drugie strony Wiewiór, który ponownie dobył łuku.
Jakiś lżej zbrojny, niemłody już mężczyzna dopada zatrsokany do MOnaghana i oferuje pomoc w obandażowaniu krwawiącej głowy (Masz 1hp z 6)
Lucek nie wiem - do koła wokół wodza czy z Marlejem, Walterem i Wiewiórem w górę? Podobnie ZOrin?
Referee
Offline
Lucek, Zorin - chodźcie na chwilę do koła - trzeba załatwić to szybko, bo nie wiadomo co się dzieje na innych frontach. Lucek zaproponuj im, żeby rzucili broń i się poddali. Jeśli nie załapią, proponuję prewencyjnie jebnąć z kuszy szefowi w brzuch. Zorin postaraj się go całkowicie nie zabić w pierwszym strzale
- Sierżancie proponuję wystrzelać towarzystwo w 2-3 salwach zza tarcz oszczędzając jednego, np. tego z tą śmieszną połamaną tarczą. Trzeba się z nimi uporać migiem, minimalizując ewentualne straty własne, bo nie wiadomo, czy konnica nie wpadła w jakąś zasadzkę i czy za chwilę nie będziemy mieli jakiejś hordy na głowie.
Offline
Ruszam z Marlejem na szczyt, nie widzę jakoś spokojnego przygotowywania gości do ostrzału zza tarcz jak proponuje Briborn, zresztą nie wchodziłem w dyskusje tylko ruszyłem biegiem z Marlejem i resztą.
Zajmujemy dogodny punkt żeby móc kontrolować sytuację w około...
Offline
Zorin pobiegł z Marlejem, Wiewiórem i Walterem. Krótko przebiegacie przez krzaki na szczycie tego rozległego wzniesienia. Po drugiej stronie widać łakę usianą ciałami hobgoblinów i krążącą neico bezłądnie, rozproszoną konnicę. Kilku konnych ma wyraźne problemy z uspokojeniem koni, trzej stracili kompletnie spłoszone wierzchowce, reszta przechyla jednak wynik starcia na korzyść żołnierz. Widzicie Blake'a jak sprawnie manewrując koniem przemyka między zręcznymi hobkami zabijajac najpier jednego a chwilę później drugiego. Widzicie też prawdopodobny powód spłoszenia konii i źródło dziwnego wibrujacego dźwięku.
Cztery hobgobliny stoją powyżej jeżdżców, jakieś 20 metrów od was kręcąc nad głowami koła jakimiś jakby podziurawionymi skorupami na sznurach. To one wirujac wydają ten dziwny dźwięk płoszący zwierzęta. Na lewo od nich umyka dwójka hobków. 5-6 innych odgryza się jeźdźom, jeden na waszych oczach rzuca się na żołnierza zciągajac go z siodła i obaj giną wam w wysokiej trawie.
Wiadomość dodana po 05 min 04 s:
Wiewiór pakuje strzałę w plecy jednego z grajków, wtedy pozostali odwracają się zaskoczeni i gwizdanie ustaje. Jeden z tych muzykantów zrywa się do biegu, ale pozostali po prostu rzucają instrumenty i wysuwają do przodu puste ręcę, szwargocąc coś po hobgoblinsku.
Wiadomość dodana po 15 min 11 s:
Tymczasem w zamkniętym już kole ktoś miał dość wrzasków wodza, śmignęła włócznia i wbiła mu się w udo. Wódz się zachwiał i upadł na kolano wypuszczając broń. Przyboczny rzucił się rozpaczliwie do przodu, ale odepchnięto go tarczami i zachwiał się pod lawiną ciosów, z których co najmniej kilka dosięgło celu. Jeden z pozostałych dwóch rzuca broń i unosi ręce, ale jego towarzysz najwyraźniej wybrał śmierć w walce i rzuca się w stronę Briborna i Dure. Ten odbija cios tarczą i trzonkiem korbacza łamie hobgoblinowi nos, z boku spada drugi cios, potem trzeci i kolejne. Poddającego sie przewraca uderzenie trzonkiem włóczni, spadają kopniaki. Ktoś cięzkim cepem rozwala łeb wrzeszcącemu przybocznemu. Mózg pryska wkoło. Sierżant krzykiem powstrzymuje ludzi przed dobiciem wodza, któy omdlał z upływu krwi, silne chłopskie ręce podnoszą też tego pobitego, ktoś pęta mu ręcę i nogi.
Jest dwóch poważniej rannych, jeden mocno krwawi. Niestety dwóch ludzi usieczono.
Pojawia się Mnulith i krzykiem wskazuje leżących wyżej pięciu hobków, którzy podnoszą się niemrawo, jakby zamroczeni lub zaspani.
Referee
Offline
Offline
Bełt trafia kolesia prosto w zadek, przewraca się, podnosi, trochę kuśtyka, ale w końcu daje za wygraną i się zatrzymuje rzucając broń. Drugi zmyka dalej, ale włączył do biegu zygzak.
Hobki posłusznie klękają, tym bardziej że z tyłu coraz więcej konnych, doprowadziwszy konie do ładu dołączą do wycinania niedobitków.
Walter dobywa łuku i wali w jednego ze zbiegów:
przeszywając mu bark.
- Ale oberwał - rechoce - daleko z tym nie zabiegnie.
Wiewiór skupia się raczej na patrzeniu komu ew. trzba pomóc.
Wiadomość dodana po 07 min 01 s:
Zorin - jest z tobą Marlej, który zna hobgobliński. Lucek gada po goblińsku, który jest nieco podobny. Marlej drze się powtarzając twoje słowa i samemu coś tam jeszcze dodając.
Referee
Offline
Koło wodza już sytuacja pewnie opanowana, ale patrzac że Marlej drze się na górze, bięgnę w stronę wodza hobgoblinów. Jeśli jeszcze żyje, krzyczę by się poddał.
Offline
Ma ktoś linę? Trzeba ich powiązać. Marley - powiedz tym zielonym skurwysynom, że albo grzecznie idą z nami, albo zdechną tu i teraz!
Offline
Dobra bo się chaos wkrada, Lucek dwóch wodzów wypatrzył
1. Wódz pojmany i ciężko ranny, pojmano też jego towarzysza.
2. 10 metrów wyżej wstaje z uśpienia 5 hobków w tym jeden duży. Mnulith zwróciła na to uwagę i zaraz w tamtą stronę kieruje się z 15 chłopa w tym Sierżant i Lucek.
3. Jeszcze dalej, bo już za krzakami i po drugiej stronie szczytu wzniesienia Zorin pojmał 3 hobków, którzy grzecznie podają łapki do spętania liną Marleja. Walter nie szczędzi im kuksańców, w pewnym momencie coś tam łapie jednego, ściska a potem odwraca się i roześmiany macha do was odciętym i zakrwawionym uchem.
- Co tam kwaczesz? - gada do odciętego ucha - chyba nie rozumie...ucz się kurwa języków jełopie, he he!
4. A dalej, poniżej wzniesienia jeźdźcy dobijają pozostałych opornych, i zganiają poddających się. Około 10 jeźdźców wraz z Kapitanem ruszyło "z odsięczą" omijając wzniesienie i kierując się w stronę miejsca starcia z oddziałem wodza.
Referee
Offline
Ja zajmuję się swoją grupką i czekam na rozwój wydarzeń. Stąd lepiej widać.
Offline