Niestety, nikt nie powie Ci czym jest FluxBB - musisz go poznać sam!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
W świetle pożaru zauważasz postać, która stoi nieopodal. Nie widać u niej śladów paniki, gdy przygląda się Wiosce, a potem zaczyna się rozglądać, jej wzrok pada na ciebie i poznajesz to bujne czarne brodzisko, koronę włosów z plackiem łysiny i nieforemne kościste, choć potężne ciało obleczone niekształtną szatą, długi sękaty kostur. MIstrz Dalibór, jeden z druidów Wielkiego Kręgu, poznaje Cie i podchodzi.
Wóz z towarzyszami odtacza się dalej, zdaje się że nikt nie zauważył, że się zatrzymałeś.
Dalibór chwyta cie krótko za ramie, patrzy na twój nowy wygląd.
- Pójdź ze mną bracie. Musimy się zebrać, uradzić co robić, stała się rzecz straszna ...czułeś to, nadal czujesz. Nasz bóg ...
Gdy próbujesz coś powiedzieć, zerkasz na wioskę, on tylko kiwa w jej stronę głową.
- To teraz nie ważne, nic nie jest ważne. Musisz iść za mną ... Erebos nas potrzebuje - i nie patrząc za siebie rusza swym długim pokracznym krokiem trzymając ręką połę luźnej szaty - wszystko przepadnie, jeśli zawiedziemy!
Potem na chwile przystaje i jego blada twarz miga w mroku.
- a rozłam grozi naszemu Zborowi.
Daliborze, co tu się stało, co masz na myśli mówiąc o zborze, czy znasz naturę tego co się ze mną dzieje?
- To co się tu stało jest nieistotne, to tylko ziarnko piasku na plaży. TWój wygląd, nie ma znaczenia - przystaje zagladając ci w oczy - wciąż jesteś sobą, to wszytsko co istotne.
Potem nagle zmienia ton na surowszy, niczym nauczyciel, którym był dla ciebie od kiedy wkroczyłeś na ścieżkę sługi Erebosa.
- Co mówi nasza nauka o doczesnym bogactwie i przymiotach ciała?! He, niesłysze? Tak...są nieistotne.
Rzeczywiście w ogóle nie wydaje się zainteresowany tym co się stało z tobą w wiosce. Potwierdził sobie, że dalej jesteś sobą i zamknął temat. Odwraca się jednak jesczez raz i z powagą tak wielką jakiej u niego jeszcze nie widziałeś rzecze:
- Nadszedł też czas, czas którego się obawialiśmy, ale i na który czekaliśmy ... czas, w którym musimy wybrać i działać. Działać...wreszcie po tylu latch obserwowania świata, po tylu latach nie wtrącania się. ...
Węszy jak wilk i po chwili wielka, ciemna i czworonoga sylwetka odrywa się od ciemności i ociera o jego nogi błyskając oczyma. Dalibór miał poprzednio Kruka jesteś tego pewien i zastanawiasz się co się z nim stało. Jakby czytając w twoich myślach słyszył posmutniały głos Dalibora:
- Czarne Skrzydło odszedł (jesteś pewien,że chodzi zdechł), a część mnie razem z nim (tego też jesteś pewien jak cholera, te więzi są niezwykle silne). NOwy przyjaciel na nowe czasy.
Przyjmijmy, że Dalibór był jednym z tych mistrzów, którzy cię uczyli, można nawet nazwać go twoim opiekunem w pierwszych latach kapłaństwa.
Wspaniałe zwierzę /jestem zachwycony/.
Mistrzu, jeszcze jedno pytanie, a właściwie dwa jeśli mogę, na czym miałby polegać ten wybór, jaki jest teraz nasz cel?
Udamy się do zboru (to "ledwie" 2 dni drogi na PN- WSCH), zadęto w Zielony Róg i uderzono w Wielki Gong, co oznacza, że wszyscy musimy się stawić. To dopiero drugi raz za mojego życia, gdy mamy się zebrać wszyscy. Zebrać i zdecydować, co możemy zrobić, gdyż Erebos potrzebuje pomocy...bo przecież to czujesz?
Tylko dla Druida - pozostali nie zaglądać
OK, w drodze staram się zebrać jak najwięcej informacji, kto decyduje o gatheringach, jak wyglądał przebieg pierwszego zboru, jaka tam tam jest rola zwykłego druida, pozostaje jeszcze jedna sprawa, chciałbym, choćby za czyimś pośrednictwem, dać znać drużynie, że wszystko ze mną ok i nie będzie mnie przez jakiś czas, może Starszy Druid dysponuje takimi mocami, a tak w ogóle jak się nazywa?
Wiadomość dodana po 13 min 56 s:
Struktura jest teoretycznie bardzo płaska. Wszyscy przyjęci w grono druidów (czyli nie uczniowie/alumni/akolici czy jak ich tam zwał) są sobie równi, choć w praktyce z uwagi na doświadczenie najwięcej do powiedzenia mają oczywiście najstarsi. Głosy wszystkich ważą tyle samo, choć znowu w praktyce wykrystalizowała się taka Rada (zwana Wielkim Kręgiem) z kilkoma największymi kiziorami (no bo wszak trzeba czasem podjąć jakieś decyzje, a jak tu zrobić cos takiego jak wszyscy w pizdu porozłażeni). Przy czym to nie jest tak, że jest tam jakaś stała świątynia w klasycznym rozumieniu tego słowa, gdzie siedzi HQ i obsługa administracyjna – raczej druidzi łażą sami i czasem się spotykają, najczęściej na wspólne obchodzenie świąt.
Jak się już spotkają to radzą nad problemem, dyskutują i w razie czego demokratycznie głosują.
Starszy Druid? Znaczy Dalibór, z którym idziesz?
Zbór to miejsce z prastarymi dębami, gdzie umieszczono kilka „gadżetów” w rodzaju Zielonego rogu czy Wielkiego Gongu, ale też określenie waszej wspólnoty.
Wiadomość dodana po 15 min 20 s:
Co do zawiadamiania drużyny to Dalibór macha tylko ręką i mamroce coś o złym wpływie miast i jego ślepocie w tym aspekcie.
Referee
Offline
Rozumiesz, że albo nie może albo nie chce pomóc w tym zakresie.
Tak jeszcze dla perspektywy i jasności: zbór i kapłaństwo (aplikacja , po studiach akademickich (bo taką masz przeszłość), to pewnie dla ciebie kilka lat życia, w tym wiele czasu spędzonego z Daliborem i innymi adeptami. Drużynę poznałeś niecałe 3 miesiące temu (16.04 to start granai, a a teraz macie 08.06), przy czym faktycznie przebywałeś z nimi pewnie ze dwa. Spróbuj pomyśleć o tym w ten sposób, a nie że przyszedł teraz jakiś random i wyciąga cię HGW po co od zaprzysiężonych na śmierć i życie ziomków (oczywiście nic nie ujmując tym więziom, bo razem walczyliście i to na pewno tworzy silne więzi zaufania).
Referee
Offline
Tak, tak rozumiem to, stąd tak bez oporu, można rzec, poszedłem za nim.
Pytając o imię miałem na myśli jakiegoś Arcydruida, ale jak rozumiem nie ma jednej takiej osoby o wyraźnie największym autorytecie.
No nic czekam na rozwój sytuacji, a w tle parkuję sobie cel - znaleźć chowańca
Offline
Przez m/w dwa dni podróżujecie najpierw na PN, a potem po przeprawieniu się przez rzekę (jakiś milczący i pełen szacunku myśliwy, zapewne z wioski, która stoi na 10.17). Mistrz mało mówi i narzuca mocne tempo. Udaje się jednak unikać jakichkolwiek niebezpiecznych spotkań, choć marsz lasem wymaga przedzierania się przez jakieś mateczniki, gdzie Dalibór raz czy drugi po namyśle wybiera okrężną drogę lub każe czekać aż coś dużego przejdzie nieopodal. Bezbłędnie odnajduje też jakieś młode owoce lasu (jeszcze niewiele bo czerwiec)i korzonki, sam jednak zupełnie nie je.
Jego zwierzęcy towarzysz jest zupełnie niewidoczny, czasem tylko słyszysz jak przemyka w pobliżu, tylko nocą zbliża się, gdy robicie postoje. Czarna sylwetka na tle szarości.
Raz Dalibór każe ci czekać a sam odchodzi na bok, apotem wydaje ci się, że słyszysz słowa rozmowy lub modlitwy czy zaklęcia, zbyt słabe by poznać. Potem wznawiacie marsz, który w całości wiedzie zupełnie nieznaną ci trasą, choć pod sam koniec marszu poznajesz już okolicę. Zbór wbrew obiegowym opiniom nie jest ulokowany w największej głuszy, którą właśnie przebyliście, to już zdecydowanie jaśniejszy i rzadszy las, choć pełen wiekowych drzew wśród których kilka wyjątkowych okazów stało się kiedyś miejscem dla Zboru.
Sam Zbór jest ulokowany, w 8.17.
- Miej oczy i uszy otwarte...najlepiej cały bądź otwarty. Jeśli się nie mylę jesteśmy jedni z ostatnich - mówi Dalibór, gdy dostrzegacie z daleka pierwsze sylwetki medytujących po gajach i polankach druidów.
Referee
Offline
Monaghan?
Referee
Offline
I'm sorry, już się uaktywniam wraz z nowym tygodniem
Przede wszystkim jestem ciekaw, czy oprócz Dalibora miałem okazję poznać jakichś innych druidów podczas nowicjatu lub później, jeżeli tak to próbuję z innych źródeł dowiedzieć się o przyczynach zgromadzenia jak najwięcej, jeżeli nie to męczę Dalibora.
ogólnie chłonę atmosferę, modlę, medytuję, nasłuchuję...
Offline
O tak, wielu pamiętasz. Niektóre spotkania wyryły ci się w pamięci jak litery wyłupane w kamieniu...
Scenka z przeszłości
Mistrz Dalibór z uśmiechem na ustach prowadzi cię w gęstą knieję, z gracją i zadziwiającym wdziękiem omijając wszelkie czepliwe gałęzie, które szarpią twoje odzienie.
- Masz wyjątkowe szczęście nowicjuszu - mówi dobrotliwym tonem. Nie wiesz dlaczego, ale wydaje ci się jakbyś wyczuwał delikatną nutę szyderstwa w twoim kierunku - poznasz najbardziej czcigodnego członka naszego Zboru, a zarazem najstarszego druida, słynnego Dezyderiusza. Czuj się zaszczycony.
To co dostrzegasz jako pierwsze, gdy docieracie na małą leśną polankę jest zaiste imponujące. Nieruchomy niemal jak głaz człowiek stoi przy omszałym pniu ,a wokół niego kręci się istny zwierzyniec – kilka jelonków, cały kobierzec wiewiórek, jeży i nornic, kilkanaście ptaków o paciorkowatych oczach, w tym kruki dzięcioły, rudziki i nawet wielki puchacz, kolorowe motyle i kilka imponujących rozmiarów opalizujących żuków. Snują się wokół druida, chodzą i skaczą po nim znikając w połach niekształtnej szaty, przysiadają na jego ramionach, głowie a nawet na wydatnym nosie. Istne ucieleśnienie twoich wyobrażeń o człowieku zespolonym z naturą. Kiedy jednak podchodzisz bliżej czar nieco pryska. W odróżnieniu od twojego postawnego mistrza Dezyderiusz jest mały, siwy i strasznie zapuszczony, z pękami włosów wystających z uszu, brodą pełną smarków wyglądających jak ślady ślimaków i kraterami pustych dziąseł.
- Niu, niu niu ciu ciu, poka dzióbek – mamroce niewyraźnie do trzymanego w ręku pisklaka a strużka śliny ścieka mu z wargi.
- Witamy Mistrzu Dezyderiuszu! To mój uczeń, Monaghan!
Przedstaw się zachęca Dalibór i zaczynasz coś opowiadać, ale Dezyderiusz tylko ciumka do ptaszka, a potem nagle podstawia ci go pod nos.
- Zobacy jaki dziubasek, niu niu – wieki chyba nie mył zębów, bo wali mu z usta jak z latryny – to siusty potomek Wydzioba Mundrego, od razu wdać jaki mundrusi. No nie boi się, pocyma ptaśka...
Patrzysz pomocy do Mistrza, ale on tylko stoi z kamienną twarzą, a Dezyderiusz się rozkręca i nieznośnie zdziecinniałą manierą przedstawi ci kolejne zwierzaki i ich drzewa rodowe. W pewnym momencie nie przerywając słowotoku napina się aż mu wychodzą przekrwione gały, słyszysz głośne pierdniecie i z przerażeniem widzisz jak z obrzydliwym mlaśnięciem rzadki stolec rozpryskuje się u stóp Dezyderiusza. Rozchodzi się fetor, od którego skręcają się włosy, jedynie strach powstrzymuje cie przed zwymiotowaniem.
- Jest taki słodziusi, prawda kochanecku?...
Scenka z przeszłości 2
Wspólna medytacja trwa już kilka godzin, kiedy nagle Alveryk Zielony, jeden z członków starszyzny Zboru, wstaje z wdziękiem na swych patykowatych nogach. Jest wysoki, przeraźliwie chudy a całe jego blade ciało pokrywają misterne tatuaże. Piękna, starannie wypielęgnowana ruda broda sięga mu niemal do kolan. Każdy jego krok to pokaz gracji, stąpa dostojnie i swobodnie zarazem niczym kot. Jego włosy oplata korona żywego powoju, który wyrasta jakby wprost z jego głowy. Staje naprzeciw Głazu Medytacji, a potem ku waszemu zdumieniu sięga w spodnie i wyjmuje pokaźnego, pokrytego tatuażami członka i zaczyna energicznie poruszać ręką.
-Moje lędźwia ...wymagają opróżnienia... - stęka do zgromadzonych uczniów- moje błogosławione nasienie zespoli się …. z tym świętym głazem … w spektaklu ku czci...życia.
Odsuwasz się niepewnie nieco dalej, raczej nie chcąc zespolić się z nasieniem Alveryka.
Byli też i inni, głównie młodzi adepci. Sympatyczny Dionis, który uwielbiał celebrować życie, w dużej ilości testując różnego rodzaju zioła i grzyby (w poszukiwaniu wizji), zapraszając wieśniaczki na indywidualne nauki (w poszukiwaniu oświecenia) i śpiąc gdzie i kiedy popadło (w celu doskonalenia ciała astralnego). Była sympatyczna Rita, która uwielbiała kruki i kawki, choć nie jesteś pewien czy nadane jej przez chłopaków imię Trzy Ptaszki, na pewno odnosiło się do ornitologii. Był Nudny Tom, który nie pił, nie palił, był wstrzemięźliwy i uważano go powszechnie za totalnego nieudacznika, dopóki w czasie jednej z nocy świętojańskich nie nakryłeś go przypadkowo w krzakach z trzema wieśniaczkami jednocześnie. Sam bynajmniej nie szedłeś tam za potrzebą. Był Wilem zwany Wujciem, który przejawiał nie do końca zdrowe zainteresowanie młodymi niewiastami. Chodziły słuchy, że bardzo młodymi. Ponoć w czasie posługi obito go kijami w jednej ze wsi. Był też Mistrz Burgh zwany Niedźwiedziem, który ponoć (nie byłeś świadkiem) tak trzepnął dłonią w pysk swojego nowicjusza, że biedak skończył ze złamaną żuchwą, pękniętą czaszką, złamanym barkiem i ręką. To było tylko delikatnie karcące klepnięcie, jak wyjaśnił. Burgh na całe szczęście niezwykle rzadko pojawiał się z Zborze, chyba tylko raz z daleka widziałeś kogoś kto mógł nim być.
Tak to były czasy...
Referee
Offline
Był jeszcze posąg, przepraszam Onyks, stojący nieopodal Najstarszego Drzewa, pękatego i dziwnie garbatego, o korze pofalowanej i rozlanej jak zastygłe na trupie błoto. Wedle Dezyderiusza jeden z was, najstarszy i najmądrzejszy, stoi i obserwuje. Wygląda jak czarny pożyłkowany na biało człowiek średniego wzrostu, z rękami złożonymi jak do modlitwy i nieco rozmytymi rysami twarzy, do połowy łydek wkopany w ziemie. Przez pierwsze tygodnie traktowaliście go z nabożnym szacunkiem, ale trudno przyjąć, że ktoś porośnięty kilkunastoletnim powojem, na kogo srają ptaki może być rzeczywiście druidem i żywą istotą. Po trzech miesiącach nikt już na niego nie zwracał uwagi, a po pół roku jeden z adeptów odlał się na kamień, co wywołało lawinę wyzwań dotyczących „przyozdobienia waszego starszego brata”- Onyks z domalowanym uśmiechem, Onyks w szacie, Onyks z wąsem z mchu, Onyks z dorobionym kutasem, a w końcu nawet Onyks z klockiem w dłoniach. A Onyks...pozostał posągiem.
Wiadomość dodana po 05 min 40 s:
Scenka z przeszłości 3
- Czym jest dobro i zło pytasz?
- Nie myślimy tymi kategoriami, nie powinniśmy, wiem że to może być trudne. W skali ludzkiego życia być może ten podział jest tożsamy (chaos-zło, porządek -dobro), ale w skali geologicznej, na linii liczącej tysiące lat? Chaos i porządek, dwie siły z których zmagań ukształtował się świat. Chaos to pierwotna zupa, niszczycielskie promieniowanie, zmiany buzujące jak odbierające zmysły pulsowanie, ale też wszystkie potencjalne możliwości, tworzone i niszczone w niekończącym się spektaklu szans. Porządek to stabilizacja, to pewność, to możliwość dłuższego istnienia w przewidywalny sposób, to życie ale w dłuższej perspektywie, stałość prowadzi do stagnacji, stagnacja zaś do degeneracji, ta zaś do...tak, do zniszczenia. Chaos daje szanse, ale bez trwałości są one niczym więcej niż straconymi możliwościami. Porządek te szanse utrwala, i daje im grunt do zaistnienia, przewidywalność niezbędna do istnienia życia, ale samo tylko bezwzględne utrwalenie zmiennych zawsze kończy się powolnym rozpadem układu. Chaos i Porządek. Dwie strony jednego medalu. Zbyt wiele jednej siły prowadzi do zniszczenia – gwałtownego i nieprzewidywalnego wbuzujących wirach chaosu lub powolnego zmielenia na proch zębami entropii. Równowaga.
-Czym więc są dobro i zło, gdy wahadło przechyli się mocniej ku jednej z tych sił? Czymże jest neutralność, o której tyle mówią Dezyderiusz i Alveryk? Biernością i obserwowaniem? Gdy wszystko działa poprawnie na pewno. W krótkiej skali czasu, na pewno. Ale gdy w ciągu tysiącleci, a przecież to jest właściwa skala odniesienia a nie nasz żałośnie krótkie trwanie, gdy w ciągu tych eonów świat przestaje być zrównoważony, pochyla się ku jednak z tych sił? Czy również wtedy? Czy może mienić się strażnikiem równowagi ten kto wówczas tylko chciałby biernie patrzeć?
Mistrz kładzie ci rękę na ramieniu.
- Wiem, że to rozumiesz. Masz podobnie jak ja otwarty umysł, potrafisz wyjść poza schematy i samodzielnie dochodzić do wniosków (MIstrz o tym nie chce mówić, ale w sposobie jego postępowania i myślenia widzisz wiele tej otwartości i perspektywy, jakie spotkałeś wśród kilku wybitnych umysłów uczelni. Być może mistrz właśnie dlatego wybrał ciebie? Jest zupełnie inny niż wielu druidów, którzy ku twojemu wielkiemu zawodowi, pomimo swej niewątpliwej "potęgi magicznej" są typowymi ludźmi o wąskich horyzontach i zaściankowym wręcz podejściu do życia. J
- Nie mów jednak o tym zbyt głośno innym - dodaje Dalibór kordialnie poklepując cię po ramieniu - Moje zapatrywania nie u wszystkich Mistrzów znajdują stosowne zrozumienie. Ponieważ teraz wyruszam w podróż, sam, nie chciałbym by mój uczeń miał kłopoty z powodu moich poglądów.
Wiadomość dodana po 42 min 41 s:
Przed wami wyrasta nagle jak spod ziemi pokręcony i garbaty człowieczek, obleziony wprost przez masę jeży.
- Mistrz Dalibór - mówi tonem tak zgryźliwym i pogardliwym zarazem, że czujesz się jakby ktoś oddał na ciebie mocz - Cóż za wątpliwa przyjemność...
- Mistrz Mamertyn, cóż za niewątpliwa nieprzyjemność.
Mamaertyn sarka coś pod nosem odkopując jednego z natarczywych jeży, a potem zerkając spode łba pokazuje na ciebie pokręconym paluchem.
- Twój nowy chowaniec? Zawsze miałeś niepokorne poglądy chłopcze, ale nekrofila, a fe...
- Bardzo jestem ciekaw, co też koniecznie chciałeś nam uświadomić, co aż tak ważnego, że wymagało zwołania Zboru - kontynuję nie doczekawszy sie reakcji - Do zobaczenia wieczorem.
Gdy odchodzi, Dalibór wzdycha
- Największy zgred jakiego znam. Pewnie jeden z tych jeży utkwił mu w zadku...jakiś 30 lata temu. Wbrew pozorom jest jednak lepszy niż cała reszta tych ...(nie kończy myśli)
Witacie się z innymi, głównie z daleka i szybko, kiedy jednak siadacie do medytacji w ulubionym miejscu Mistrza z drzewa na wprost was rozlega się miekki, ale jednocześnie w dziwny sposób tubalny głos i o ile to możliwe, nieco ...hm omszały?
- Czyś zadowolony z machiny zmian uruchomionych twą dłonią Daliborze.
- Mistrzu Daliborze jeśli łaska - ton Dalibora jest lodowaty a on sam dziwnie spięty - zwołałem tylko Zbór i dobrze wiesz, że nie mogłem zrobić tego samodzielnie. Potrzebny był głos poparcia...Głosie z Drzewa.
- Tak. Do usłyszenia wieczorem MIiistrzuuu....
To był chyba ten legendarny Głos z Drzewa, druid który wieki temu pozbył się swego fizycznego ciała i teraz mógł mieszkać w każdym drzewie w jakim chciał, a może być nimi? Trudno powiedzieć, ale pamiętasz jak Dionis dziesiątki raz "robił was na głos z drzewa". Jest też członkiem Rady.
Wiadomość dodana po 43 min 51 s:
- NIe wiem dlaczego, ale zawsze jak go słyszę mam nieodparte wrażenie bycia robionym w konia - rzuca Dalibór i widzisz, że potrzebuje sporo czasu i zaawansowanych technik medytacyjnych, aby się uspokoić.
Referee
Offline
- Mistrzu, dobrze znów słyszeć twój rozsądny głos, jest coś fascynującego w tym zamkniętym kole, cyklu, który tak syntetycznie opisałeś, porzadek prowadzący w końcu do chaosu, chaos przechylający wahadło świata w kierunku porządku, z pomocą sił, różnych, często świadomych, jeszcze częściej nie (ten drugi przypadek to wypisz wymaluj ja pomyślałem cynicznie). Kto jeszcze poparł zwołanie Zboru? Jeśli można wiedzieć oczywiście, ta wiedza może się przydać w nieoczekiwanym momencie, jeśli moja ciekawość, nie jest wystarczającym motywem.
Offline
Tego nie wiem – odpowiada szczerze Dalibór – Zagrałem w ciemno. Zadąłem w róg i uderzyłem w gong, a potem wyruszyłem szukać ciebie i innych. Ktoś w ciągu 7 dni musiał zadąć i uderzyć ponownie (btw mówiono Ci, że tylko ktoś kto potrafi rzucić odpowiedni czar, ergo jest dość potężny, może skutecznie uruchomić te dwa magiczne przedmioty, by potwierdzić zasadność mego żądania. Może Vere Aeternum, choć wolałbym aby nie tylko z powodu je próżności, skoro nie interesuje jej nic innego poza własnym wyglądem. Okaże się o Zmierzchu.
Po medytacji okazuje się, że byleś pod wpływem klątwy (zapewne po Wypalankach), czego nie byłeś świadomy i poczułeś dopiero kiedy nieznośny ciężar zalegający ci umysł i piersi zniknął. Wielka ulga. Zniesienia klątwy dokonała magia tego miejsca i modlitwa. Poprawił się wobec tego nieco twój wygląd, już nie wyglądasz jak tygodniowy trup, co najwyżej dwu dniowy Pozostała ziemistość cery i siwe włosy (ale od czego są naturalne roślinne barwniki), wydaje ci się, że nie jesteś już tak wychudzony. Szkoda, że Mistrz nie pomyślał, aby samemu to zrobić.
Referee
Offline
Nadchodzi wieczór i czas zgromadzenia. Przy Najstarszym Drzewie stoi kręgiem osiem głazów, na których zasiądą najbardziej czcigodni członkowie waszego bractwa, najpotężniejsi druidzi w tej części świata. Kiedy nadchodzicie wokół głazów stoi już tłum więcej niż 50 druidów i adeptów, pomiędzy którymi skaczą, polatują lub biegają liczne zwierzęta. Uderza cię teraz, że w zasadzie od wejścia do Zboru nie widziałeś chowańca swojego Mistrza. Gęstniejący mrok rozświetla błękitnawy poblask fosforyzujących mchów i dyskretne, ciepłe światło kilku magicznych kamieni. W tłumie widzisz Dionisa i chyba także Ritę, ale pomimo że pokazują sobie palcami Dalibora wydają się ciebie nie poznawać. Jakiś rosły adept pomaga zająć miejsce przy jednym z głazów Dezyderiuszowi, który głośno pyta „dzie dziubasiek”. Do drugiego z głazów podchodzi zgarbiony Mamartyn, który wygląda jakby został niesiony na ruchomym kobiercu z jeży. Oczywiście mamrocze coś zgryźliwym tonem i narzeka. Miejsce po jego prawicy zajmuje najpiękniejsza kobieta jaką w życiu widziałeś, kroczy z taką gracją i lekkością jakby płynęła. Jej oczy promienieją nieziemskim wprost blaskiem, włosy są niczym najdroższy jedwab a cudownie zwiewna szata, na poły jakby żywa, to prawdziwe arcydzieło. Tuż przed nią kroczy dumnie biały jeleń o porożach zdobionych kwiatami otoczony stadem kolorowych ptaszków, lecących po cudownie regularnych trajektoriach. Chmura barwnych motyli spływa z nieba i siada na skroniach kobiety na podobieństwo korony, gdy zajmuje ona swoje miejsce, zaszczycając zgromadzonych ledwie delikatnych skinieniem.
- Vere...Vere Aeternum – rozlegają się szepty zachwytu, tylko jeden zgryźliwy głos mruczy coś z poirytowaniem.
Miejsce przy kolejnym głazie pozostaje puste, lecz wokół niego podnosi się lekka kurzawka a delikatnie dudniący, „omszały” głos dochodzący z najbliższego drzewa pozdrawia zgromadzonych. Przybył Mistrz Głos z Drzewa.
- Mistrzu Onyksie – woła Mamertyn i oczy wszystkich zwracają się w stronę posągu stojącego nieopodal kolejnego głazu – Witamy cię.
Potem z tłumu wychodzi Alveryk Zielony, przykuwający wzrok swymi tatuażami i hipnotyzującą gracją drapieżnego kota. Staje przy swoim miejscu i pozdrawia każdego wielkopańskim skinieniem głowy. Mistrz kładzie ci rękę na ramieniu i rusza do kolejnego głazu, a ty czujesz dumę z tego jakie miejsce zajmuje twój nauczyciel i przewodnik wśród druidów. Ostatni głaz pozostaje pusty. Twoje niewypowiedziane pytanie zadaje ktoś szeptem obok i z cichej rozmowy dowiadujesz się, że dawniej zasiadał tu Mistrz Kalwin, ale ponoć był tak obrzydliwą karykaturą człowieka, że nikt go tu nie chciał i zdecydował się odejść. Zwano go obmierzłym, pławił się w plugastwie, podejrzewano go nawet o praktykowanie mrocznej magii i od ponad 10 lat nikt go nie widział.
Rozpoczynają się wspólne modły pod kierunkiem Mamertyna, w noc płyną śpiewne modły i ceremonialne zaśpiewy, w wtórze delikatnego akompaniamentu fletni pana i liry. Po nich Mistrzowie rzucają rytualne błogosławieństwa. W końcu Mamertyn macha niecierpliwie ręką:
- Dość już tego, przestańcie fałszować – rzuca – Zgromadzenie zostało otwarte i przemówi do nas, ten który postanowił nas wezwać. Mistrzu Daliborze. Wyjaśnij nam proszę powód tego … wezwania.
Mistrz wstępuje na środek i wita zgromadzonych, a twój wzrok pada na dziwną zakapturzoną sylwetkę, z mnóstwem dziwnych drewnianych i kościanych ozdób, oraz imponującą kolekcją kości i małych czaszek, stojącą po drugiej stronie kręgu druidów. Jest w jej postawie coś dziwnego i dopiero po dłuższej chwili uświadamiasz sobie, że nie jest to człowiek, ale ...gnoll. Twoje zainteresowanie przyciąga wzrok istoty, wąski psi pysk obraca się a dziwne, ale fascynujące oczy spotykają twoje, chwytając je na długą chwilę w uścisk spojrzeń. Ponownie czujesz jakiś dziwny dysonans którego nie umiesz zidentyfikować, jednak kiedy snop księżycowego światła pada na gnolla z całkowitym zaskoczeniem dostrzegasz, że jest to kobieta - a może samica! Twoje chilowe oszołomienie najwyraźniej ją bawi, delikatnie kiwa zakapturzoną głową, a sposób obnażenia warg sugeruje, że może nawet obdarzyła cię gnollowym odpowiednikiem uśmiechu.
Wiadomość dodana po 18 h 10 min 55 s:
- Stoimy u progu zagłady – rzuca od raz Dalibór - Porządek dominuje i wkrótce opanuje całe istnienie. Możemy próbować przywrócić równowagę, albo chaos eksploduje i zniszczy wszystko. My możemy... nie... musimy, ja Dalibór domagam się tego. Musimy działać.
Zapada cisza, gdy wszyscy trawią implikacje tego stwierdzenia. Wieczna Wiosna nieporuszona ogląda swoje idealne paznokcie, a Alveryk toczy oczami jakby mówił: „wiedziałem, znowu te bzdury”, ale Mamertyn marszczy brwi w namyśle.
- Ależ Mistrzu, skąd takie wnioski? – odpowiada niepewnie ktoś z tłumu – ten zbór jest silniejszy niż kiedykolwiek. Wedle mojej wiedzy nigdy nie było nas tak wielu. Nasza misja.... nasze posłannictwo jest teraz niesione przez rzeszę braci, krzewi się szeroko.
- Cóż z tego! - rzuca Dalibór ze złością – tu i teraz nie ma znaczenia, całe dziesięciolecie nie mają znaczenia. Twierdzę, że stoimy na krawędzi zagłady, w ostatnim momencie , gdy można coś jeszcze zrobić! Może nawet jest nas teraz więcej niż 20 lat temu, ale 100 lata temu rosły tu wiekowe lasy. Teraz został tylko żałosny skrawek. Może tu na pograniczu, po wielu latach wojen wydawać się, że cywilizacja jest czymś odległym, że została odparta, jednak to złudzenie. Porządek postępuje 3 kroki wprzód i cofa się o dwa. I znowu. I znowu. Odparcie go o te dwa kroki to nie zwycięstwo, to tylko odsuwanie klęski! - woła coraz głośniej twój mistrz, przekrzykując szmery i rzucany otwarcie hasła o potrzebie neutralności – Kto pamięta, że jeszcze 400 lat temu w promieniu setek kilometrów nie było tu żadnych ludzkich siedzib? Czy wiecie, że Zboru w Cannbis nie ma już od prawie 200 lat, a wedle ksiąg był najsilniejszym ze wszystkich? Czy wiecie, że Puszcza Bosacka ostała się jedynie w bajkach, a w jej miejsce wyrosły strzeliste miasta?
- Nie widzimy tych symptomów zagłady Mistrzu – rzuca Alveryk – To tylko naturalne pływu, fluktuacje równowagi. Cóż mielibyśmy zresztą według ciebie robić?
- Działać – rzuca Dalibór z zapałem – czynem przywrócić równowagę.
- Pycha – dudni Głos z Drzewa – Daliborze, to co sugerujesz to nie jest nawet … aż trudno mi to powiedzieć...wyręczanie Erebosa. To megalomania, zakładająca, że lepiej od naszego boga wiemy czym jest równowaga i jak ją zachować!
- Bierność... Niedziałanie jest najdoskonalsim działaniem – rzuca niespodziewanie przytomnie mistrz Dezyderiusz wznosząc głowę pod niebo i kołysząc indyczym podgardlem.
Wielu zgromadzonych z zapałem kiwa głowami, powtarzając jak mantrę to stwierdzenie. Wiosna siedzi na kamieniu ze znudzoną miną i pustym spojrzeniem. Głos z Drzewa dudni potakująco. Patrzysz na Alveryka, by rozpoznać jego mowę ciała, ale ku swojemu zdumieniu widzisz, że jakaś dłoniasto kształtna wypustka roślinna wije się powolnym ruchem między nogami druida, na ustach którego rozkwita głupawy uśmieszek.
- Czyż naszą rolą nie jest czekanie? – rzuca Mamertyn - cokolwiek widzimy ...cokolwiek wydaje nam się, że widzimy ...jest obarczone ułomną perspektywą śmiertelnych. Tylko Erebos widzi cały obraz. Czyż nie dałby nam ujrzeć perspektywy całości?
Dalibór robi kilka wdechów, a potem spokojnym tonem, pokrywającym prawdziwe kłębowisko emocji, rzuca:
- Musimy działać sami, zostaliśmy sami …. Erebos umiera. Został ugodzony.
W ciszy jaka zapadła słychać czyjś nerwy chichot, kilka okrzyków zdumieniu a nawet bardziej pytające niż oskarżające: to bluźnierstwo?
- Tak nie moźna, nie moźna tak mówić – mamrocze płaczliwie Decyderiusz, a potem w rozpaczy głośno sra pod siebie – Dziubasiek, dzie mój dziubasiek.
- Czuliście to! – ciągnie dalej Dalibór korzystając z tego rozproszenia protestujących – wielu z was powinno. Głos Erebosa osłabł, wiele modłów trafiało w pustkę...nicość tam, gdzie kiedyś wystarczyło sięgnąć po magię by dokonać uzdrowienia...wizje bólu …
Widzisz, że choć tłum generalnie protestuje, kilku druidów marszczy brwi w zastanowieniu a kilku kiwa w namyśle głowami, nie tyle przyznając racje konkluzji Dalibora, ale jakby potwierdzając, że sami mieli podobne odczucia. Przypominasz sobie bagle to odczucie zakażenia w posmaku magii płynącej od Erebosa, wysiłek jaki musiałeś włożyć by poszukać uzdrowienia, gdy byliście wśród hobgoblinów. Przypominasz sobie dziwne zachowanie ich wodza wobec ciebie, tą niczym nieskrępowaną nieufność, gdy żadał od ciebie dokonania uzdrowienia, jakby chciał poddać próbie i ciebie i Erebosa zarazem. Wtedy odebrałeś to jako kompletne szaleństwo. Szukasz wzrokiem gnollicy, ale o dziwo jako jedyna nie wydaje się poruszona tym niepojętym, wręcz bluźnierczym twierdzeniem twojego Mistrza. Spodziewałeś się, że to co powie Dalibór może być kontrowersyjne, ale teraz czujesz się nieco jak uczestnik uczty, w której jeden z gości wszedł na stół i dla zwrócenia na siebie uwagi nasrał do patery. Zgromadzenie wybucha kakofonią, krzyków, pytań, oskarżeń a nawet gwizdów.
- To...niepojęte, nieprawdziwe. Któż mógłby zranić boga? Niemożliwe.
- Oszalał!
- Inny Bóg? Mroczna istotna Chaosu? - ryczy Dalibór na moment tłamsząc tłum. W gniewie, z szeroko rozpostartymi ramionami i twarzą gorejącą w zapale, wydaje się teraz większy i prawdziwie groźny - To nieistotne, teraz musimy działać sami! Cóż jest lepszy dla zburzenia porządku niż zabicie strażnika równowagi? Tak działałbym nasz wróg, chcący klęski istnienia.
I nim wrzaski wybuchają na nowo, twój Mistrz patrząc na ciebie jakby w poszukiwaniu poparcia po raz drugi uderza kijem gniazdo szerszeni:
- Musimy zniszczyć agentów chaosu wśród nas!
Wiadomość dodana po 22 h 48 min 34 s:
Poprzedni rejwach był tylko przygrywką wrzawy jaka wybucha tym razem. Zgromadzeni krzyczą, a we wrzaskach tych mnóstwo jest protestu dla takiego stwierdzenia i wynikających z niego oskarżeń. Głos z Drzewa dudni wielkim oburzeniem, Mamertyn powołuje się na świętość miejsca, a Alveryk zrywał się z głazu i w oburzeniu wskakuje na niego zabawnie dyndając sterczącym jak maszt kutasem. Nawet Wiosna wydaje się po raz pierwszy zainteresowana tym co się dzieje wokół niej, dopiero po chwili rozumiesz, że awantura odwróciła od niej uwagę tłumu i to ją chyba zabolało.
- Oburzające! Niedorzeczne! Perfidne – wrzeszczy Averyk tak gwałtownie aż piana występuje mu na usta. Trawa wokół niego wije się i wzrasta, wiąże w twarde sploty owijające jego ciało i spiętrzające się nad nim jak gigantyczna żywa zbroja. Wygląda jak szaleniec, który utracił nad sobą kontrolę, gotowy eksplodować z siłą huraganu, nawet krzyki Mamertyna przywołujące do spokoju zdają się do niego nie docierać. Przestał być śmieszny i stał się straszny, po raz pierwszy czujesz potęgę, która aż pulsuje tuż za cienką granicą resztek jego opanowania – Kto poparł to szaleństwo, kto przyłożył rękę do zwołania tego teatru obrazoburczych oskarżeń!?
Wzdrygasz się gdy coś raz i drugi przebiega ci po stopie. Kilka osób w pobliżu również podskakuje, rozlega się lękliwy pisk jakiejś druidki – szczury. Kilkanaście wśród was, wiele więcej kręci się wokół i wyłania z mrocznej ściany lasu, jak delikatna zapowiedź koszmaru który nadchodzi.
- Jaaa! – rozlega się głos jak ryk szlachtowanego bawołu, dudniący i przejmujący zarazem. Głos należący do sylwetki pokracznej ponad twoje wyobrażenie. Krzyki słabną, cichną i w końcu całkiem wygasają, gdy z lasu i migoczącej purpurą mgły, dziwacznym szarpanym krokiem, niczym marionetka na splątanych sznurkach wyłania się istota, którą trudno ci uznać za człowieka. Pokręcona, o kończynach sterczących pod tak dziwnymi kontami, jakby łamano je wiele razy tylko po to, by krzywo się zrastały. Twarz jak niewprawnie odłupana bryła kamienia, ręce niesamowicie długie o dłoniach szerokich niby szpadle, kolczastych długimi pazurami. Absurdalnie dług nos, a pod nim wydęte wole podbródka, jak u egzotycznego ptaka jakiego widziałeś na rycinie. Szczury kłębią się przy nim, a to co wziąłeś w pierwszej chwili za falującą połę jakiejś szaty z bliska okazuje się gęstym rojem tłustych much, obsiadającym plecy istoty grubą warstwą, podrywających się i lądujących w pulsującym brzęczącym rytmie. Głowę tego dziwadła zdobi osobliwa korona z wężowych splotów, widać dwie gadzie paszcze rozwierające się i gniewnie syczące. Niby koszmar wcielony, żywa/nieżywa antyteza Vere Aeternum, nadchodzi król szaleństwa.
Kalwin Obmierzły przybył, by zająć swe miejsce w Wielkim Kręgu.
Referee
Offline
Uuuuughhh...czuję się niesamowicie, jakbym w końcu odnalazł sens życia....Poczciwy Monaghan miał chyba z tym problem, obserwując z boku aspiracje, ambicje, cele, czy jak to jeszcze inaczej zwać, swoich bliskich - innymi słowy, nie mogłem się w tym połapać i odnaleźć.
Własność, posiadanie i tego typu bzdety. Oprócz całej masy wariatów, nieproporcjonalnie większej niż gdzie indziej, widzę tu w niektórych głosach i zachowaniach mądrość której od czasu nauki nie zaznałem.
No dobrze , ale wracając myślami do tego co się tu dzieje dookoła, w oczekiwaniu na to co zrobi Kalwin, próbuję złapać kontakt wzrokowy z gnollicą-druidem, nos mi mówi, że to może być pożyteczna znajomość i mogę uzupełnić wiedzę, której bym nie posiadł od Dalibora. Oczywiście Dalibor ciągle jest moim mentorem i zamierzam się na tym zborze tym chełpić, nawet jeżeli będzie to związane z ostracyzmem ze strony części zgromadzonych.
To wszystko co tu padło muszę jeszcze przetrawić, ale na to przyjdzie czas później
Offtop: No Stary zawiało Eriksonem
Offline
Wiadomość dodana po 8 h 45 min 09 s:
- Trzymaj swoje okropne zwierzęta przy sobie – rzuca Wiosna głosem równie pięknym jak ona sama, pobrzękuje w nim jednak nuta paniki i nieskrywana odraza.
- Naprawdę? – mówi Kalwin udając urażony ton. Powolnym ruchem wyciąga z zakamarków szaty tłustą larwę, a potem ewidentnie drocząc się z Vere, przenosi ją koło wpół otwartych ust o zębach niby z tłuczonego szkła i wargach jak po źle zrośniętej implozji, by w końcu z namaszczeniem usadzić ją w jednej z zaropiałych ran kwitnących na jego przedramieniu. Słyszysz jak komuś się odbiło, gdy z trudem powstrzymał torsje
– Świat który nas otacza, życie które kwitnie, to nie tylko piękne kwiatki i kolorowe motyle moja cudna. To także ucztujące na trupie borsuka karnofagi, to brzydkie muchy i larwy toczące padlinę. To cuchnące zgniłym mięsem dracunculusy, to także nie mająca w sobie krzty twojej gracji welwiczja przedziwna. Jestem ich samozwańczym patronem.
- Mistrzu Kalwinie, darujmy sobie te pouczające wykłady – przerywa oschle Mamertyn – Witamy ...cię.
- Tak, przybyłem, by zająć należne mi w tym Kręgu miejsce – mówi wyzywająco Kalwin szukając protestujących, wydęte wole drga mu jak worek rezonujący, ale jakoś nikt się nie odzywa.
- Kalwin, Kalwin – ocknął się Dezyderiusz mamląc ustami – Pani Kulego, pani Kulego...
- Biedny Mistrz Dezyderiusz, to strzaskane wiekiem ciało nie jest już w stanie pomieścić tego potężnego duchu. Jest jak dziurawe naczynie – wszyscy szepczą na te obcesową uwagę, ale wydaje ci się, że ton Kalwina nie był ani odrobinę kpiący, a nawet jakby ...troskliwy?
- Jak mogłeś poprzeć wniosek Dalibora? - pyta Alveryk, przerywając w końcu niezręczną ciszę - nie było cię tutaj...od dawna.
- Jestem członkiem Wielkiego Kregu i przybywam tutaj kiedy zechcę. Wielokrotnie i niewidziany... zazwyczaj – po czym jakby lekko skłania się Onyksowi – gdyż tylko jeden z nas prawdziwie czuwa - Dziś chce rozważyć rewelacje Mistrza Dalibora, albowiem i ja czuje niepokój, a prosta niegdyś ścieżka zagubiła się w ciemniach wątpliwości.
Dalibor szybko otrząsa się z zadumy w jaką wtrąciło go to niespodziewane przybycie i informacja o osobie, która poparła jego wniosek, widać nie tego się spodziewał.
- Stoimy u progu zagłady, która pęcznieje pod nami. Gdy wulkan zmierza do wybuchu latami gromadzi się w nim ciśnienie a straszne siły pływowe, spiętrzają się by w końcu eksplodować w jednym wielkim paroksyzmie zniszczenia. Fizycznie to tylko gwałtowny proces równoważenia potencjałów. Energii otoczenia i tłamszonej energii pływów szukającej ujścia. Gdybyśmy jednak mogli zmniejszyć to pęczniejące ciśnienie, stopniowo, w sposób kontrolowany, najlepiej na długim odcinku czasu – wówczas eksplozja nie byłaby tak destrukcyjna, a być może w ogóle by do niej nie doszło.
- Opis wielce zręczny – mruczy zrzędliwie Mamertyn – postulujesz zatem, że obecny stan nierównowagi doprowadzi nas do wybuchu, chyba że jak to malowniczo ująłeś … uda nam się zmniejszyć ciśnienie. Przyjmując ... roboczo jako hipotezę – dodaje patrząc po zgromadzeniu – że mielibyśmy coś zrobić. Jak można by tego dokonać?
- Pozwólcie, że nie odpowiem od razu – skłania się Dalibór - Czy młynarz próbuje zatrzymać dla swych potrzeb wartką rzekę, ujarzmić ją? To byłby absurd. On czerpie ostrożnie z jej siły, z chaosu zmiennych wirów, mocy skłębionego nurtu, który puszczony samopas podmywa przebija, niszczy podpory mostów, a nawet zabija nieostrożnych. Wystarczy jednak rozważnie wybrać miejsce, wystarczy mądry budowniczy a część tej siły można zaprząc do pracy, której rezultatem jest coś lepszego. Mąką bielsza i drobniejsza, bo utarta potężnymi młyńskimi kamieniami, lepsza niż ta którą gospodyni ucierała własnymi rękoma. Nie rewolucja burząca zastany porządek, ale ewolucja która nie zachwieje układem, ale i nie pozwoli mu popaść w stagnacje … musimy więc... – Dalibor robi przerwę, jakby na zebranie siły – musimy … wykorzystać moce samego chaosu, by zmniejszyć jego nacisk na strukturę istnienia.
Podnosi się wrzawa, liczne okrzyki zdumienia i oburzenia, wśród których słychać mamlący głos Dezyderiusza: Nie moźna, tak nie moźna. Chaoś to splugawienie, to szaleństwo to obcowanie z zaprzeczeniem równowagi ...to źwalczanie ognia ogniem, ale pomimo że słyszysz jego głos widzisz, że niemal nikt w tym rozgardiaszu nie zwraca na niego uwagi.
- Krytyczne metody na krytyczne czasy. Nie przeczę! – rzuca jeszcze twój Mistrz – czas subtelnych ingerencji już minął!
- Nie negujemy twego oddania Zakonowi i jego ideałom Mistrzu Daliborze! – Mamertyn długo musi uspokajać waszych braci – Twoje sugestie co do metod mogą być jednak bardzo niebezpieczne dla ...
- Ja neguje! – wtrąca się Alveryk z wyraźną złością i wtóruje mu Głos z Drzewa - po tym co słyszałem nie wiem już, czy mogę uznać Mistrza Dalibora za kogoś kto wyznaje nasze zasady i zmierza ...
- Wystarczy! - skrzeczy Mamertyn - Nie możemy a priori odrzucać wniosków Członka Wielkiego Kręgu. Poddano dziś pod nasze zastanowienie sugestie bezprecedensowej wagi, padło też wiele poważnych oskarżeń, ale widzę tylko jeden wniosek formalny wniosek – żądanie byśmy ustalili jak winniśmy się zachować. W istocie jest to pytanie o to czym powinien być dalej Zbór. Jutro ….Jutro! -dudni ponownie przekrzykując narastające hałas – wypowie się każdy chętny i będziemy głosować. Dziś pozwólmy wyciszyć się emocjom i poprośmy w modlitwach o czystość umysłu i natchnienie dla słusznego wyboru. Tak rzekłem!
I toczy wyzywająco wzrokiem, jednak jeden po drugim mistrzowie i druidzi opuszczają głowy na znak zgody lub otwarcie wyrażają poparcie.
- Mistrzu Onyksie? ...Nie słyszę sprzeciwu. Zatem rozwiązuje dzisiejsze zgromadzenie. Oczyśćcie umysły siostry i bracia. Dokonamy słusznego wyboru.
Dalibor energicznie wychodzi spomiędzy kręgu głazów, krótko ściska cie za ramie, a potem prowadzi do waszej leśnej samotni. Widzisz wyraźnie, że jest mocno zdenerwowany i z trudem nad sobą panuję:
- Widzisz do czego doszło, byliśmy strażnikami, teraz nie jesteśmy nawet obserwatorami, prawda nam umyka. Staliśmy się pośmiewiskiem zakonu, który założono tysiąclecia temu. Strażnicy równowagi – tym byliśmy. Teraz jesteśmy niczym więcej niż bandą dziwaków niezainteresowanych niczym poza głaskaniem kilku zwierzątek i trzymaniem palca we własnej dupie.
- Mamlący dziad, pozer koniobijca i Głos z Dupy będą nam teraz mówić co mamy robić! - rzuca wściekle krążąc jak wilk – obok nich „patrzcie jaka jestem wspaniała” Wiosna, zainteresowana tylko sobą . … a byłbym zapomniał jest jeszcze posąg, rozumiesz? Po-sąg! Mój mistrz żył ponad sto lat i nigdy nie widział żeby to coś drgnęło choćby o cal – zaczyna się śmiać, cokolwiek histerycznie – członkiem … Wielkiego Kręgu jest …. jebany posąg. Dziwie się, że prawa głosu nie ma obdarzony najwyraźniej własnym życiem kutas Alveryka. Do czego dojdziemy w ten sposób?
Wiadomość dodana po 8 h 46 min 45 s:
- Nigdy nie pytałeś dlaczego wybrałem ciebie? Spójrz na tych ludzi. Wielu jest pewnie potężnych ponad wyobrażenie zwykłego człowieka, a jednak w swym myśleniu, w swojej zadiwiająco ciasnej perspektywie są ...po prostu mali.
- Nie potrafią cofnąć się o krok i ujrzeć dzieła w całej perspektywie. Może w gruncie rzeczy byli kiedyś prostymi ludźmi, pełnymi prawd, które w nich wtłoczono, do których nie dochodzili sami i których nigdy nie kwestionowali, bo zostały im one przekazane. Prawda nam umyka Monaghanie ...Wahadło nie kołysze się już miarowo, ale z każdym ruchem coraz mocniej przenosi się na jedną stronę. Trzeszczy coraz bardziej. Wkrótce pęknie a wtedy całe istnienie się roztrzaska, pogrąży w ostatecznym i nieprzewidywalnym chaosie. Trzeba jednak umysłu otwartego by to dostrzec.
Mówiąc to patrzy na ciebie poważnie i uważnie. Niewypowiedziane „takiego jak twój” zawisa gdzie między wami. Potem pogodnieje nagle i z uśmiechem i nie do końca poważnie pyta:
- Co sądzisz? Wygnają mnie jutro?
Referee
Offline
- Jestem.....zaskoczony, bardzo pozytywnie zaskoczony, wiem Mistrzu, że nie szafujesz pochlebstwami, nie zaskoczę Cię jak powiem, że zgadzam się z twoją oceną tego co się dzieje, niepokoi mnie, że to wszystko dzieje się na poziomie....boskim, na który, my śmiertelnicy mamy ograniczony wpływ, i raczej jako jedność, a tej nie widzę, nie widzę nawet perspektyw takiej, przy tym zbiorowisku indywiduów i tak rozbieżnych interesów. Ufam, jednak, że znajdziemy rozwiązanie, chyba, że Ty już takie masz. Myślę, że zdobyłeś swoją mową wystarczającą grupę poparcia, żeby nie obawiać się o wygnanie, nawet jeżeli będziesz miał przeciwko sobie Alveryka. Coś mi mówi, że kluczem może być Kalvin i jego obecność tutaj.
Offline
Ruszacie do miejsca waszej medytacji, lecz mistrz obiera jakaś inną, nieznaną ci drogę. W miarę jak zagłębiacie się w starodawny bór, omijając potężne pnie dawno obalonych drzew, brodate od gęstych mchów, coraz wyraźniejsze stają się dziwne ryki, odgłosy jakby walki dwóch wielkich stworzeń. Zaniepokojony patrzysz na Dalibora, ale zdaje się rozmyślnie kierować w tamtym kierunku, więc bez słowa idziesz za nim. Po kilku minutach marszu otwiera się przed wami leśna przesieka, a wśród gniewnych posapywań, warczenia i okresowych ryknięć, od których sypią się liście, ukazują się wami dwa największe niedźwiedzie, jakie kiedykolwiek widziałeś. Jaśniejszy pokryty zawijasami błękitnych znaków stoi na czterech łapach wymachując głową, a drugi, potężniejszy o ciemnym futrze przeciętym białą linią. opiera łapska na jego plecach, kąsając kark i energicznie poruszając zadem. W jego postawie i kształtach, pomimo niedźwiedziej postaci, jest coś ewidentnie ludzkiego.
- Mistrzu Burgh! – woła Dalibór.
- Czy on właśnie …? - wymyka ci się niepewnie.
- Tak – potwierdza z wyraźnym niesmakiem Dalbiór – właśnie pieprzy swojego chowańca. Mistrzu Burgh!
Dwa niedźwiedzie wydają z siebie imponujący ryk, od którego wydaje się drżeć cała ziemia, a potem mniejszy wyrywa się odbiegając w las, większy zaś staje na dwóch łapach i czujesz na ten widok przemożny strach, uświadamiając sobie, że musi mieć ponad 4 metry wzrostu. Potem z łoskotem opada na cztery łapy i rusza prosto na was z imponującą prędkością. Z małych lśniących oczek wyziera tylko czysta furia a wielkie jak palce zębiska kłapią niczym drzwi zajazdu. Czujesz jak przerażenie dosłownie wmurowuje cię w ziemię.
- Mistrzu Burgh! - krzyczy Dalibór ponownie i pierwszy raz słyszysz u niego taki głos. Potężny niczym grom i władczy jak smoczy ryk. Niedźwiedź zwalnia zaskoczony, śmiesznie drobi łapami, potyka, a potem z łomotem przewala się przez głowę, koziołkuje jakby się kurczył i nabierał coraz bardziej ludzkich kształtów, w końcu niemal pod waszymi stopami kończy ten lot jako wielki, niesamowicie zarośnięty mężczyzna o kwadratowej szczęce. Płaskie oblicze rozjaśnia się szerokim uśmiechem.
- Mistrz Dalibór – mruczy Burgh wypluwając pęki trawy i i igliwie – To ty.
-Tak to ja, razem z moim uczniem Monaghanem – mistrz kiwa głową w twoim kierunku – Gdzie dzisiaj byłeś kiedy potrzebowałem poparcia?
Burgh przewala się na plecy podkładając potężne dłonie pod głowę i przygryzając jakieś źdźbło. Potężny, bydlęcy członek, z pewnością największy jaki w życiu widziałeś, sterczy mu w poprzek uda.
- Nie złość się Daliborze – jak na tak potężną istotę ma zaskakująco delikatny głos – wiesz, że nie nadaje się dyskusji. To strasznie nudne, nie to co walka czy pieprzenie. Senny się od tego robię …., - potem zerka na Dalibora i wydaje cie się, że w jego głosie pojawia się też nuta strachu – ale jutro się pojawię, na pewno... zabije się tam albo wypieprzy kogo trzeba, wiesz Mistrzu, że bym cie przecież nie zawiódł.
- Mistrzu Burgh – Dalibór napomina go jak niesfornego dzieciaka – nikogo nie będziesz zabijać, jesteśmy w Zborze.
- No dobrze Mistrzu, dobrze, nie złość się. Jak chcesz to wezmę udział w tym … głosowaniu, czy jak tam się to nazywa. Daj tylko znać, kiedy podnieść łapę, bo wolałbym sam głosu nie zabierać, wiesz że z gadką u mnie nietęgo...
Węszy nagle, potem podnosi się na rękach a w końcu zrywa się z ziemi morfując w ruchu. Na nogi staje już wpół-zwierzęcy człowiek, imponujący wielkolud z wielkimi łapami i pazurami jak sztylety. Przez chwilę wodzi wzrokiem za latającą mu przed nosem muchą, a potem ruchem tak szybkim, że niemal umykającym oczom rozpłaszcza ją o pobliski pień, z takim impetem aż drzewo niemal łapie się wpół.
- Chyba przypełzło jakieś gówno -warczy
- Śledzisz nas Mistrzu Kalvinie? – Dalibór nawet się nie odwraca, kiedy wśród pulsującego bzyczenia z lasu wyłania się znajoma sylwetka najbardziej przerażającego druida jakiego w życiu widziałeś.
- Śledzić? - Kalvin nawet nie próbuje udawać oburzonego – Rozglądam się za tymi agentami chaosu, o których mówiłeś. To była bardzo niepokojąca sugestia...Widzę, że ucieszyłeś się na mój widok Mistrzu Burgh...Sam nie wiem co myśleć o twoich ...upodobaniach.
Kiedy się oddala widać, że Burgh z trudem powstrzymuje furię.
- Kiedyś dopadnę tą chodzącą padlinę. Muchy...to jakaś kpina, kto chciałby robić za gówno dla much kiedy można być lwem lub niedźwiedzim. Kiedy nadejdzie czas rozedrę go a sztuki i nasram ...
Dalibór wali go na odlew po pysku a ty aż podskakujesz w oczekiwaniu na wybuch agresji, ale Burgh tylko mruga z zaskoczeniem.
- Opanuj się, chciał cie sprowokować akurat wtedy kiedy potrzebuję żebyś myślał trzeźwo. Skup się!
- Dobrze Daliborze – Burgh przepraszająco spuszcza wzrok, co u kogoś tak potężnego wygląda niemal zabawnie. Potem na powrót przyjmuje bardziej ludzkie oblicze i rusza gdzieś w las, a Dalibór tylko kręci głową.
-Widzisz Monaghanie czego muszę się chwytać w desperacji? Niektórzy z nas to teraz bardziej dzikie zwierzęta, kierowane żądzami, niż racjonalnie myślące istoty. Nie są to pewni sojusznicy.
Referee
Offline
Strony: 1